Wersje językowe
SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!
SZCZĘŚCIE JEST PROSTE - WYWIAD Z BLOGERKĄ KAROLINĄ WILK
Szczęście jest proste - wywiad z blogerką Karoliną Wilk

 

Rozmawiamy z Karoliną Wilk, autorką bloga Kinka.com.pl, który znalazł się w brązowej dziesiątce najbardziej wpływowych blogerów 2020 roku prestiżowego, corocznego rankingu Jason Hunt Studio. Pani Karolina wraz z rodziną testowała nasze owoce liofilizowane premium Lioforte.

Pani Karolino, jak pokrótce opisać Pani blog i jak zaczęła się Pana przygoda z blogosferą?

Moja przygoda z blogiem zaczęła się w 2016 roku - to właśnie wtedy miałam najtrudniejszy czas w życiu, bo dowiedziałam się o chorobie. Początkowo zaczęłam pisać w ramach terapii. Potrzebowałam miejsca, które będzie wolne od smutków i trudów dnia codziennego. Nie mogłam pracować, po trzech miesiącach zdecydowałam się zakończyć projekty i zamknąć firmę. Między leczeniem, a układaniem sobie nowego życia w głowie, zaczęłam pisać. Każdego dnia, żeby uciec od myśli i się czymś zająć. Myślałam, że to na chwilę - że kiedy wyzdrowieję, skończę. A później… a później było za późno, żeby przestać :) Jestem z zawodu i wykształcenia dziennikarką, a praca blogowa pozwala mi się w tym w 100 procentach spełniać. Tworzyć treści, które kocham, a dodatkowo takie, które przynoszą mnóstwo dobrego dla moich Czytelników. To zdecydowanie moja wymarzona praca!

Pisze Pani o sobie: „szczęśliwa kobieta, spełniona żona, kochająca mama”. Jak Pani to „robi”?

Zawsze byłam pozytywnie nastawiona do życia, ale też zawsze byłam perfekcjonistką - co raczej pozytywną cechą nie jest. Dopiero teraz to widzę. Wymagałam od siebie bardzo dużo i tak, dawałam radę. Ale ogromnym kosztem. Wieczorem, zamiast cieszyć się z minionego dnia, zasypiałam na stojąco z poczuciem, że nie zrobiłam wszystkiego ze swojej listy „to do”. Zawsze też miałam poczucie, że nie mogę zacząć czegoś nowego, bo nie jestem jeszcze wystarczająco dobra w danym temacie. Wszystko się zmieniło, kiedy zachorowałam. Kiedy namacalnie doświadczyłam tego, że życie ma termin ważności i że dążenie do lepszej wersji siebie nie ma sensu. Że sukces, to wykorzystanie możliwości, jakie ma się w danej chwili. Że jak się nie uda, to nie odniosę porażki, a zdobędę cenne doświadczenie. Kiedy zadałam sobie pytanie, czy chcę być perfekcyjna, czy szczęśliwa - odpowiedź była: szczęśliwa. Dzisiaj doceniam każdy moment z moimi dziećmi, próbuję nowych rzeczy, przestałam siłować się z życiem, a brać go takim, jakie jest. Jestem wyrozumiałam dla życia i dla siebie, co pozwala mi wieczorem z uśmiechem zakończyć dzień.

Ważną część bloga i ważną część Pani życia zajmuje temat nowotworu tarczycy. Na blogu można przeczytać, że przez pierwsze pół roku prowadzenia bloga nie wspomniała Pani o swojej chorobie, traktując pisanie jako odskocznię od tego, co działo się w Pani życiu. Bała się Pani pisać o raku - do momentu, w którym zdała Pani sobie sprawę, że choroba jest też częścią Pani życia, więc omijanie jej szerokim łukiem pozbawi blog autentyczności. Potem powstał pierwszy Pani tekst na ten temat - jak się okazało  - bardzo potrzebny, zarówno Pani, jak i czytelnikom. Teraz wspiera Pani inne osoby przechodzące tę chorobę, na blogu i w ramach fecebookowej grupy wsparcia. Co nowotwór złośliwy tarczycy wniósł pozytywnego w Pani życie?

Choroba nowotworowa to jest kubeł zimnej wody, wręcz lodowatej. Takiej, po której wycierasz się ręcznikiem, wycierasz, a cały czas czujesz chłód. Dopiero kiedy oswoisz się z tym zimnem, zaczynasz rozglądać się wokół i szukać dodatkowych źródeł ciepła. Choroba zabiera wiele, ale i mnóstwo zostawia. Nie chcę pisać, że daje, bo zdecydowanie wolałabym dojść do tych wszystkich wniosków będąc zdrowa. Dlatego nie lubię wzniosłych haseł typu: „wszystko dzieje się po coś” lub „co nas nie zabije, to wzmocni”. Z choroby trzeba wynieść lekcję - jeśli już się przydarzyła. Mi zdecydowanie pomógł pozbierać się mój onkolog. Powiedział mi, że mam żyć mimo choroby. Mam żyć z nią. Traktować ją jako codzienność i nie dzielić życia na czas przed/w trakcie/po chorobie. Bo choroba może minąć, ale nie musi. A życie przeleci. Że mam wpisać w kalendarz wesele przyjaciółki, wizytę na onkologii, a potem randkę z mężem. Tak, choroba nauczyła mnie życia tu i teraz oraz tego, że szczęście nie jest celem samym w sobie ale sposobem, w jaki odbieramy życie. Że szczęście jest proste.

  

Zdrowe odżywianie jest niezwykle ważne, nie tylko w procesie zdrowienia, ale również dla bycia zdrowym - jak Pani odżywia się na co dzień?

Zdecydowanie zdrowo! Przynajmniej tak się staram. Ta cała rewolucja kulinarna przebiegała stopniowo. Początkowo mi się nie udało, bo chciałam od razu zmienić wszystko - i po tygodniu, pełna frustracji, zrezygnowałam :) Później zaczęłam robić to stopniowo, np. wymieniłam margarynę do pieczenia na masło. Po dwóch tygodniach doszła kolejna zmiana. Potem kolejna. Choć muszę zaznaczyć, że ja nigdy nie odżywiałam się jakoś tragicznie - mieszkam na wsi, mamy mnóstwo produktów lokalnych, a nawet swoich. Potrzebowałam zdrowych nawyków. Oraz zrozumieć, że nie muszę rzucać się na nieznane mi produkty, bo mamy mnóstwo polskich superfood, jak np. kiszonki. Staram się dużo pić wody w ciągu dnia, piję też herbaty ziołowe. Zamiast smażyć - piekę, gotuję, paruję. Pijemy świeżo wyciskane soki owocowe, zakwasy, do herbaty dodajemy miód zamiast cukru, pieczemy ciastka owsiane. Takie zdrowe i holistyczne podejście :) Bardzo dużo piekę i gotuję, bardzo to lubię!

Gdyby Pani miała wymienić najważniejsze rzeczy, czy też czynniki, które pomogły Pani w walce z chorobą, co by to było?

Nastawienie, zaufanie lekarzom, chęć życia, wsparcie osób wokół. To są zdecydowanie te czynniki, które pomagają nie tylko w walce z chorobą, ale ogólnie w życiu. Pozytywne nastawienie, chęć próbowania nowego, nie zamykanie się na innych, traktowanie tego, co nam się przydarza zadaniowo. I wsparcie ludzi, których mamy najbliżej. Choroba to czas, gdy wiele znajomości zostaje poddanych weryfikacji - widzimy, kto nam dodaje skrzydeł, a kto je podcina.

Co chciałaby Pani powiedzieć osobie, która właśnie usłyszała diagnozę: rak? Jaką radę chciałaby Pani przekazać?

Pozwól sobie na emocje, a potem zawalcz o siebie. Nauczyliśmy się mówić „nie płacz”, a przecież płacz jest bardzo oczyszczający, jest jednym z elementów pogodzenia się z nową rzeczywistością. Ja mnóstwo płakałam i nie wstydzę się tego. Wyrzucenie z siebie wszystkich emocji, żalu, złości, zdenerwowania, strachu - jest bardzo ważne. Daj sobie na to tyle czasu, ile potrzebujesz. I nie bój się prosić o pomoc, czy to bliskich, czy specjalistów. Diagnoza to taki moment, kiedy nikt nie powinien być sam. Masz prawo się bać i nie radzić sobie - wtedy nie wstydź się prosić o pomoc. I wiesz co jeszcze? Rak to nie wyrok.

Dziś jest Pani zdrowa.

Minęło właśnie 5 lat, od kiedy wyszłam ze szpitala „bez raka”. Moje życie zmieniło się diametralnie. Czerpię z życia garściami i każdego dnia przypominam sobie, że życie jest fajne, że to my go kreujemy. Że nie wiem, nikt nie wie, jak długo pożyję - ale dobrze jest przeżyć te dni tak, jak chcemy. Zaczęłam spełniać marzenia. Dlaczego? Bo w strachu przed chorobą pomyślałam, że nie mam nic do stracenia. Badam się regularnie, jem zdrowo, dbam o siebie - to wszystko co mogę zrobić, na co mam wpływ. Żyję, nie wegetuję. I to jest mój sukces i prawdziwe szczęście.

  

 

Czy owoce liofilizowane premium Lioforte to był pierwszy Pani kontakt z owocami liofilizowanymi?

Nie, znałam wcześniej owoce liofilizowane - lubię takie nowości, dlatego chętnie po nie sięgam i testuję. Owoce Lioforte okazały się być naprawdę premium ze względu na smak.

Które spośród wszystkich testowanych owoców liofilizowanych premium Lioforte najbardziej „podpasowały” Pani? A które Pani rodzinie?

Zdecydowanie czarna malina - przypadła do gustu całej naszej rodzinie. Mogłabym jeść ją bez przerwy :) A gdybym miała dodatkowo przydzielić inne owoce, to mąż - czerwona malina, ja z dziećmi - jeżyna, a moi rodzice - rokitnik. Świetne jest to, że owoce liofilizowane Lioforte można chrupać zamiast niezdrowych przekąsek, a poza fajnym smakiem, dostarczamy organizmowi cennych witamin. No i nie będę ukrywała - dodane do wypieków znikają raz dwa. A w domowej czekoladzie ekspresowo!

Czy jest coś, co w owocach liofilizowanym  premium Lioforte Panią zaskoczyło?

Chrupkość i smak, jak świeżych owoców. I to, że po otwarciu paczki, owoce są w całości, a nie pokruszone, jak zdarzało mi się to czasem.

  

Lubi Pani gotować i piec, dzieli się Pani swoimi przepisami w blogosferze. W jaki sposób wykorzystuje Pani owoce liofilizowane w kuchni?

Na wiele sposobów - zima i wiosna obfitują u nas w wypieki z owocami liofilizowanymi. Są absolutnie genialne w kuchni. Poza wyjątkowym smakiem, aparat fotograficzny je kocha :) Na zdjęciach prezentują się fantastycznie. Co ważne - nie puszczają soku, przez co mogą dłużej „stać” na ciastku z kremem i ono cały czas wygląda idealnie. Owoce liofilizowane wykorzystuję do wypieku ciast, zwłaszcza kremowych, do dekoracji bezy. Do owsianek na śniadanie, do koktajli, do kaszki dla dzieci, do domowej czekolady. Tak naprawdę można ich użyć do wszystkiego i zawsze będzie to strzał w dziesiątkę.

„Szczęście jest proste” - to motto Pani bloga. Co sprawia, że jest Pani szczęśliwa?

Fakt, że budzę się każdego dnia i każdego dnia mogę zacząć od nowa. Czy to nie wystarczający powód, żeby być szczęśliwym?

Zdecydowanie tak! Dziękujemy za rozmowę.

 

 ---

©Tekst: Lioforte Sp. z o.o. Sp.k.; zdjęcia: Karolina Wilk/kinka.com.pl

Dalsze rozpowszechnianie w/w tekstu w całości lub jego fragmentów, oraz/lub zawartych w nim zdjęć wymaga uprzedniej zgody firmy Lioforte.

Przepisy Pani Karoliny z naszymi owocami liofilizowanymi premium Lioforte są dostępne na naszym blogu - przejdź do przepisów

do góry
Instagram
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl